sobota, 5 marca 2011

CHEVROLET Corvette

Chevrolet Corvette C3










     Stany Zjednoczone, początek lat 50, Amerykański rynek zaczynają podbijać sportowe auta importowane ze Starego Kontynentu. W tym samym czasie po drugiej stronie Atlantyku trwają przygotowania do stawienia im czoła. W 1951 roku prace nad niedużym, sportowym wozem rozpoczyna koncern General Motors. Pierwsza nazwa nie była zbyt fortunna – marka Opel była kompletnie nieznana Za Oceanem, a jeśli już, to raczej przywoływała skojarzenia z autami europejskimi. Nie o to chodziło ludziom z GM. Po długich i burzliwych debatach zadecydowano, że samochód trafi do sprzedaży pod szyldem Chevroleta.

     Wolną rękę przy projektowaniu auta dano Harleyowi Earlowi, styliście znanemu z nowatorskich rozwiązań przy tworzeniu słynnych krążowników szos Cadillaka. Earl miał opinię człowieka pełnego niezwykłych pomysłów, dlatego wybór akurat jego kandydatury nie wzbudzał wątpliwości. Kurtynę podniesiono 16 stycznia 1953 roku. Znakomite przyjęcie Corvette oznaczało jedno – samochód ma być jak najszybciej przygotowany do seryjnej produkcji i sprzedaży. W celu ograniczenia kosztów, większość części nowego auta wzięto z innych modeli Chevroleta. Nadwozie wykonano z tworzyw sztucznych, co na początku lat 50. było dużą ekstrawagancją. Dzięki temu, łatwiej było jednak opracować urządzenia do jego budowy. Corvette przeszedł zatem do historii motoryzacji jako pierwszy produkowany na szeroką skalę samochód z karoserią z tworzyw sztucznych.

     Takie rozwiązanie nie było tanie. W pierwszej fazie produkcji nadwozie wykonywane było ręcznie, przez co pierwsza wersja Corvette z 1953 roku kosztowała około 3,5 tysiąca dolarów, czyli mniej więcej tyle, ile trzeba było zapłacić za luksusowego Cadillaka. Jak nietrudno się domyślić, sportowy Chevrolet nie podbił amerykańskiego rynku. Zamiast zakładanych 10 tysięcy, w pierwszym roku sprzedaży rozeszło się zaledwie 300 egzemplarzy Corvette. Co było powodem tego niepowodzenia? Po pierwsze, wspomniana już cena. Po drugie, wygoda jazdy w Corvette pozostawiała wiele do życzenia. Auto nie miało bocznych szyb, zaś w jego dodatkowym wyposażeniu znalazły się tylko... podgrzewacz powietrza i radioodbiornik. Narzekano nawet na jakość wykończenia wnętrza, co natychmiast tłumaczy tak słabe powodzenie Corvette.

     Jak na sportowy wóz, osiągi Corvette były raczej kiepskie. Auto wyposażono w stary, używany jeszcze w latach 30. sześciocylindrowy silnik o mocy 150 KM. Nie pomogło nawet „podrasowanie” go przez  inżynierów Chevroleta. Nic, że uchodził za niezawodny – brak sportowej mocy całkowicie go  zdyskwalifikował. Falstart Corvette spowodował, że zastanawiano się nawet nad zakończeniem jego produkcji. Szefów GM odwiodło od tej decyzji ogromne powodzenie sprzedawanego w tym samym czasie... Forda Thunderbirda. – Jeśli im się udało, my nie możemy być gorsi – podkreślali.

     Wkrótce ich cierpliwość została nagrodzona. W 1955 roku pod maskę Corvette trafił nowy ośmiocylindrowy silnik widlasty o mocy 195 KM. Rok później Chevrolet zaprezentował swój model z nowym nadwoziem i jednostką napędową wzmocnioną do 210 KM, a opcjonalnie nawet do 225 KM. Corvette przestał być sportowym autem jedynie z nazwy i wyglądu. Przekonali się o tym również jego nabywcy, których przybywało z miesiąca na miesiąc.

     Spektakularnym sukcesem okazała się jednak dopiero trzecia generacja Corvette – Sting Ray. Co ciekawe, był to pierwszy od 21 lat amerykański samochód z reflektorami schowanymi w głębi maski. Popyt na niego był latach 60. tak duży, że nie sprostało mu nawet wprowadzenie dodatkowej zmiany w firmowej fabryce w St. Louis. W pierwszym roku produkcji rozeszło się aż 21 tysięcy egzemplarzy Sting Ray. Corvette nie przeszkodziła nawet dzielona metalowym pasem tylna szyba. Co prawda wyglądała stylowo, ale kierowcy narzekali, że znacznie ogranicza widoczność. Po roku zrezygnowano z tego pomysłu, a dziś modele z przedzieloną szybą uchodzą za kolekcjonerski rarytas. Co ciekawe, pod koniec produkcji, Sting Ray wyposażono we wskaźnik... przekroczenia dozwolonej prędkości. Klienci jednak nie za bardzo zainteresowali się tym urządzeniem i już po kilkunastu miesiącach wycofano je z wyposażenia.

     Czwarta ewolucja Corvette początkowo okazała się niewypałem. Prace nad nią trwały aż pięć lat, od 1978 do 1983 roku. Produkcja rozpoczęła się rok później w nowej fabryce w Bowling Green. Pierwsze 43 samochody, które zjechały z taśmy miały tyle usterek, że żaden z nich nie trafił do salonów sprzedaży. Usunięcie wszystkich niedociągnięć trwało kilka miesięcy, ale zaprezentowany po tym czasie samochód nie rzucił Amerykanów na kolana. Narzekano na mało miejsca w środku auta, niewielki bagażnik i niezbyt udane wskaźniki – zamiast zegarów wprowadzono cyfrowe wyświetlacze.

     Konstruktorzy Chevroleta poszli po rozum do głowy i kolejną wersję Corvette dopieścili pod każdym, nawet najmniejszym względem. Projektanci znów „poszaleli” z cyferblatami. Niczym w supernowoczesnym myśliwcu przeniesiono je na... przednią szybę. W 2001 roku powstała wersja Z06 napędzana 385-konnym silnikiem. Po kilku miesiącach od jej zaprezentowania, uznaną ją za najbardziej udany Corvette wszechczasów. Chevrolet poszedł za ciosem i w limitowanych wersjach zaoferował auta z potężnymi silnikami o mocy 411 i... 560 KM!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz